Do pomieszczenia wchodzi mężczyzna w czarnej szacie, jego twarz zakrywa wielki kaptur. Przy pasie zwisa mu miecz, po prawej stronie sakwa z monetami nie było ich mało sądząc po obciążeniu pasa po tej stronie. Usiadł i wpatrywał się w nas przez dobrych kilka minut, po chwili odchrząkną. Było już wiadome na co czeka. My w sprawie zlecenia, odrzekłem wpatrując się dziwna postać.
-Na czym ma polegać nasza misja?- zapytałem po krótkiej niezręczniej cichej chwili.
-Nim przejdziemy do szczegółów, powiedzcie mi ile jesteście w stanie poświęcić dla pracy ? zapytał a jego ciało przyjęło luźniejszą pozycję.
-To zależy. - odrzekłem z ciekawością w głosie.- Od tego jak bardzo ryzykowne jest to zadanie oraz od tego jaka suma wchodzi w grę.
- Pieniądze. Zawsze pieniądze, no cóż. W takim razie coś wam opowiem. - po tych słowach jego głos przybrał ton szeptu.- Zapewne słyszeliście historie o Dangonie, ludzie powiadają że jest to potwór w ludzkim ciele, lecz co pewien czas przybiera postać potwora. Nikt kto go ujrzał nie uszedł z życiem, a przynajmniej nie żył na tyle długo by móc opowiedzieć co przeżył podczas spotkania z nim. Jedyne słowa jakie wypowiadała ta osoba to Dangon. Niektórzy mówią że to czarnoksiężnik inni zaś że to wojownik który dokonał niewłaściwego wyboru i został przeklęty. Jak to z każdą historią tak i z tą wiąże się pewien skarb, lecz jak wiadomo chroni go on. Jest sposób aby się jego pozbyć lecz nie jest to łatwa sprawa. Aby tego dokonać należy zabić Dangona przy pomocy miecza, nie jest to zwykłe oręże. Jest to jego miecz który ukrył gdzieś w górach jak dotąd nikomu się nie udało go odnaleźć. Drugi sposób polega na wywabieniu go na światło słońca co sprawi że klątwa zostanie zdjęta a on odejdzie w spokoju.
- Tak ale cóż to za skarb skoro jedna osoba która chciała go zebrać teraz jest jego strażnikiem? Skąd ta pewność że klątwa nie przejdzie na nas i to ten skarb nie jest zaklęty.- przerwałem mu, a następnie czekałem na jego reakcje. Syknął zniesmaczony wtargnięciem w jego wypowiedź i kontynuował.
- Skarb ten jak głoszą legendy jest niewyobrażalnie wielki, a jego najcenniejszym przedmiotem jest biżuteria z najładniejszych klejnotów. I tutaj jest zadanie dla was, musicie dla mnie go zdobyć jest niezwykle wartościowy i pięknie prezentowałby się na szyi kobiety.- czekał na naszą reakcje. Nastała długa cisza.
Spojrzałem na Jack'a był zamyślony, jego twarz przyjęła nieprzyjemny grymas. Wiedziałem jednak co chodzi mu po głowie, zawsze robi taką minę gdy wie że zadanie jest ryzykowne lecz jest gotów się na nie zgodzić. Co powinniśmy zrobić? pomyślałem. Jest to dosyć niebezpieczne zadanie, nigdy się nie podejmowaliśmy czegoś tak poważnego, pomyślałem i ponownie spojrzałem na towarzysza. Patrzył wprost na mnie, czekał na moją reakcję.
- Dobrze zrozumiałem? Cała reszta skarbu wędruje w nasze ręce, a ty chcesz dla siebie tylko i wyłącznie jakąś błyskotkę ?- zapytałem nieco drwiąco. Nie byłem pewien czy ta nagroda jest tak wielką za jaką ją mają.
-Dokładnie tak.- odpowiedział.
-Gospodarzu! Piwa!- Zawołałem.- Zanim zdecydujemy napijmy się.
środa, 13 maja 2015
sobota, 2 maja 2015
1. Zadanie
Mała izdebka była położona tuż za niewielką wsią, w środku znajdowały się dwa łóżka, średniej wielkości komoda, kominek oraz stół przy którym na długiej ławce leżał mężczyzna, butelki porozrzucane na stole świadczyły o tym że większych problemów ze zaśnięciem nie posiadał.
Mężczyzna był średniej postury, miał około 40 lat lecz jego twarz wyrażała że przeszedł już dużo w swoim życiu. Jego ubranie było że skóry, wyjątkiem była lniana koszula. W kącie stała skrzynia na której leżała sterta dobrze wygarbowanych skór. Na ścianach wisiały liczne trofea po różnych zwierzętach. Wniosek nasuwał się jeden mieszkańcy tego domku byli łowcami.
Padał deszcz nie było widać wschodu słońca, niebo przykryły ciemne chmury i tylko miejscami wyłaniały się promienie światła. Ulewa trwa już od dobrych kilku godzin, wszystko jest w błocie, w rynsztoku płynął już lekki strumyk deszczówki. Na ulicy nie było nikogo, nawet zapchlonego kundla.
Psia kość, nie zapowiada się na poprawę, pomyślał. Do chaty było jakieś 15 min drogi, którą należy pokonać zwykłą polną drogą. Tuż przed wyjściem z miasteczka stała niewielka tablica z ogłoszeniami, widniały na niej zadania w sam raz dla poszukiwacza przygód.
Deszcz zaczął ustępować co znaczniej polepszyło jakość marszu, jednak błoto i tak robiło swoje.
Wszystko dookoła zaczęło odżywać, zwierzęta wyszły z lasów, ludzie wyruszali na bazar.
W oddali było widać niewielką chatkę otoczoną prowizorycznym płotem oraz małym niezadbanym ogródkiem.
Wszedłem do środka wszędzie było czuć zapach alkoholu oraz ziół, zauważyłem śpiącego na ławce pijanego Jack'a, a obok niego leżące butelki po trunku.
-Wstawaj!- Krzyknąłem głośno aż zleciał na ziemie.
- Co ? co ? co jest? - zapytał zdezorientowany.
- Jak to co jest. Ledwo wróciliśmy do chaty a ty już zdążyłeś się upić.- odpowiedziałem zdenerwowany. To już nie pierwszy raz gdy wydał sporą część pieniędzy na alkohol. Miał lekki problem z alkoholem, ta praca działała na niego negatywnie.- Znowu wydałeś swoją dole na alkohol.
-Nie, to nie tak musiałem się napić, nie zrozumiesz. Ale masz racje trochę przesadziłem.- wstał z ziemi i usiadł na ławce, starając się nie ukazywać swojego aktualnego stanu.
- Dobra już nie ważne nie czas na kłótnie, byłem w mieście, znowu są jakieś zadania do wykonania. Jutro rano pójdziemy do miasta i dowiemy się co i jak a tymczasem musimy zaczekać aż przestanie padać i wszystko wyschnie, całe ciuchy mam mokre.- siedziałem na ławce i wykręcałem mokre ubrania do wysuszenia.
Zjedliśmy skromne śniadanie i zaczęliśmy czyścić bron, prawie na wszystkich były ślady krwi i błota. Łuki, miecze, sztylety, i kusza to wszystko zajęło nam ponad pół dnia kto by pomyślał że to może tyle zająć, co prawda nie śpieszyliśmy się zbytnio ale tego rodzaju narzędzia wymagają wyjątkowej opieki.
Nastał ranek, noc minęła szybko zebraliśmy wszystko co potrzebne i wyruszyliśmy po informacje w sprawie zlecenia. W mieście było gwarno nie to co wczorajszego ranka, na rynku roiło się od biegających dzieci, żebraków oraz kupców. Po zlecenie mieliśmy się zgłosić do karczmarza w oberży.
-My w sprawie zlecenia- rzekłem do karczmarza.
-Proszę tędy- zaprowadził nas na tyły budynku do małego pomieszczenia, było w nim nie wiele miejsca a wchodziło się do niego przez zasłonę, nikogo tam nie było - Proszę zaczekać tutaj.
Mężczyzna był średniej postury, miał około 40 lat lecz jego twarz wyrażała że przeszedł już dużo w swoim życiu. Jego ubranie było że skóry, wyjątkiem była lniana koszula. W kącie stała skrzynia na której leżała sterta dobrze wygarbowanych skór. Na ścianach wisiały liczne trofea po różnych zwierzętach. Wniosek nasuwał się jeden mieszkańcy tego domku byli łowcami.
Padał deszcz nie było widać wschodu słońca, niebo przykryły ciemne chmury i tylko miejscami wyłaniały się promienie światła. Ulewa trwa już od dobrych kilku godzin, wszystko jest w błocie, w rynsztoku płynął już lekki strumyk deszczówki. Na ulicy nie było nikogo, nawet zapchlonego kundla.
Psia kość, nie zapowiada się na poprawę, pomyślał. Do chaty było jakieś 15 min drogi, którą należy pokonać zwykłą polną drogą. Tuż przed wyjściem z miasteczka stała niewielka tablica z ogłoszeniami, widniały na niej zadania w sam raz dla poszukiwacza przygód.
Deszcz zaczął ustępować co znaczniej polepszyło jakość marszu, jednak błoto i tak robiło swoje.
Wszystko dookoła zaczęło odżywać, zwierzęta wyszły z lasów, ludzie wyruszali na bazar.
W oddali było widać niewielką chatkę otoczoną prowizorycznym płotem oraz małym niezadbanym ogródkiem.
Wszedłem do środka wszędzie było czuć zapach alkoholu oraz ziół, zauważyłem śpiącego na ławce pijanego Jack'a, a obok niego leżące butelki po trunku.
-Wstawaj!- Krzyknąłem głośno aż zleciał na ziemie.
- Co ? co ? co jest? - zapytał zdezorientowany.
- Jak to co jest. Ledwo wróciliśmy do chaty a ty już zdążyłeś się upić.- odpowiedziałem zdenerwowany. To już nie pierwszy raz gdy wydał sporą część pieniędzy na alkohol. Miał lekki problem z alkoholem, ta praca działała na niego negatywnie.- Znowu wydałeś swoją dole na alkohol.
-Nie, to nie tak musiałem się napić, nie zrozumiesz. Ale masz racje trochę przesadziłem.- wstał z ziemi i usiadł na ławce, starając się nie ukazywać swojego aktualnego stanu.
- Dobra już nie ważne nie czas na kłótnie, byłem w mieście, znowu są jakieś zadania do wykonania. Jutro rano pójdziemy do miasta i dowiemy się co i jak a tymczasem musimy zaczekać aż przestanie padać i wszystko wyschnie, całe ciuchy mam mokre.- siedziałem na ławce i wykręcałem mokre ubrania do wysuszenia.
Zjedliśmy skromne śniadanie i zaczęliśmy czyścić bron, prawie na wszystkich były ślady krwi i błota. Łuki, miecze, sztylety, i kusza to wszystko zajęło nam ponad pół dnia kto by pomyślał że to może tyle zająć, co prawda nie śpieszyliśmy się zbytnio ale tego rodzaju narzędzia wymagają wyjątkowej opieki.
Nastał ranek, noc minęła szybko zebraliśmy wszystko co potrzebne i wyruszyliśmy po informacje w sprawie zlecenia. W mieście było gwarno nie to co wczorajszego ranka, na rynku roiło się od biegających dzieci, żebraków oraz kupców. Po zlecenie mieliśmy się zgłosić do karczmarza w oberży.
-My w sprawie zlecenia- rzekłem do karczmarza.
-Proszę tędy- zaprowadził nas na tyły budynku do małego pomieszczenia, było w nim nie wiele miejsca a wchodziło się do niego przez zasłonę, nikogo tam nie było - Proszę zaczekać tutaj.
Subskrybuj:
Posty (Atom)