niedziela, 9 października 2016

Obłuda

Monotonia, mglisty poranek na końcu świata gdzie słońce nie raczy się ujawnić. Mogłoby się wydawać że wszystko będzie tak jak na co dzień, jednak coś się zmieniło. Wszyscy patrzą na siebie jakoś ze strachem a jednocześnie pogardą. Ludzie którzy nie zbaczali z wybranej trasy do pracy,szkoły czy chociażby do domu, nie oglądający się na boki idą jakby za chwile miało się coś wydarzyć. Nie słychać żadnych rozmów jedynie stukot obcasów i szum kroków na chodniku. Nie to nie to oni się nie boją, oni się po prostu wstydzą, ale czego? co takiego się wydarzyło że każdy idzie ze spuszczoną głową. Przechodząc koło sklepu, zauważam w swoim odbiciu to samo. Wstyd. "Czego się wstydzę? Co zrobiłem nie tak?" te dwa pytania krążą po mojej głowie i brak jakichkolwiek odpowiedzi. Mijają powolne minuty, sekundy czas jakby się zatrzymuje, nie spostrzegłem nawet kiedy wróciłem do domu.
Portal społecznościowy a na nim smutna przeszywająca do kości wiadomość " Wszyscy kłamią, oskarżają, oszukują, a ty myślisz ze jesteś lepszy? To tylko pozory WSTYDŹ SIĘ jesteś jak inni. OBŁUDNY!" Tysiące jednakowych komentarzy "NIE PRAWDA!!" w tym także mój. Co zrobiłem źle, mogę się tylko domyślać. Nie już wiem, rozumiem to zazdrość ona sprawiła to wszystko, autor postu miał racje. Powinniśmy się wstydzić tego co robimy oskarżamy, ranimy, niszczymy innych bez względu na to co może poczuć ta osoba. Jesteśmy fałszywi, nie ufamy nikomu nawet sobie.
Jak sobie teraz poradzić czy istnieje jakieś lekarstwo, co należy zrobić ale stać się lepszym człowiekiem? Wewnętrzny głoś podpowiada "Szanuj innych!". Tak to prawda, wszystko się zmieniło, ludzie dbają tylko o siebie nie myśląc o innych.
Przejdź podaj rękę potrzebującemu, obroń słabszych, przeproś skrzywdzonych. sposoby na zmianę siebie jest wiele można byłoby wymieniać o wiele dłużej. Najważniejsze jednak jest to aby nie głuszyć sumienia który zawsze mówi co dobre a co złe.

niedziela, 24 stycznia 2016

Dzień w którym zatrzymał się czas.

Zwykły monotonny dzień, szkoła, dom, nauka, internet. Aż nagle przeglądając portale społecznościowe jego uwagę przykuł jeden z profili, przeglądał go już wiele razy ale ten był całkowicie inny. W wypowiedziach właścicielki było coś niepokojącego coś co nie dawało mu spokoju.
W pewnym momencie czytania, zrozumiał że musi to zrobić, musi do niej napisać, poznać ją i zapytać co takiego się dzieje, dlaczego jej odpowiedzi są takie jakby miały być ostatnimi, jakby były pozbawione nadziei i dobra.
-" Cześć czytam od pewnego czasu twoje posty i widzę że coś jest nie tak, bardzo chciałbym cię poznać i jakoś pomóc. Jeśli miałabyś ochotę to odpisz"- Tak brzmiała jego wiadomość, nie wiedział zbytnio czego może się spodziewać ale był gotów wierzył że jakoś mu się uda pomóc.
-"Witaj. No jest pewna sytuacja, lecz nie jestem pewna czy chciałbyś na pewno słychać o tym jest to długa historia". Odpowiedziała, nie musiał długo czekać na odpowiedź, zaledwie kilka minut później pisali już ze sobą.
To co się dowiedział, niemal doprowadziło go do łez, właściwie nawet nie zauważył że z oczu leczą mu łzy nie panował nad tym. Na początku myślał ze to tylko sytuacja w związku tak też było, związek na odległość oraz brak możliwości spotkania niby nic. Niestety ciąg dalszy opowiadania zatrzymał jego czas w miejscu.
Nowotwór.
Tego się kompletnie nie spodziewał. Nie wiedział co napisać, nie wiedział co myśleć, jak pomóc.
Dni mijały poznali się bardziej, opowiedziała jemu o swoich zainteresowaniach. Kochała rysować, pisać oraz czytać książki. Wysłała mu jedną ze swoich prac był pod wrażeniem. Obiecała mu że kiedy tylko wyjdzie ze szpitala otrzyma ich całe mnóstwo niestety przy sobie nie miała ich zbyt wiele. Zgodził się, wierzył że wyjdzie z tego pomimo że lekarze nie wiedzieli co robić nie dawali jej zbyt wiele czasu.
Lecz on ciągle wierzył. Nie chciał myśleć że ktoś w tak młodym wieku z tyloma pasjami może tak po prostu odejść.
Z dnia na dzień, modlił się o zdrowie dla niej o cud by z tego wyszła by żyła dalej nie patrząc wstecz.
Po kilku tygodniach przerwy bez pisania do niej zrobiło mu się głupio, jakby zapomniał o niej lecz po prostu sprawy codzienne go przerastały. Gdy w końcu do niej napisał ucieszył się że mu odpisała. Pisali dalej sytuacja była niezmienna lecz, on dalej wierzył dalej się modlił. Pisał z nią dodawał jej otuchy pomagał jak tylko mógł.
Kilka miesięcy później wszytko się zmieniło, udało się wyszła z tego. Złośliwy nowotwór ustąpił a ona dalej mogła robić to co kocha, mogła wrócić do rodziny, znajomych oraz kształcić się w wymarzonym zawodzie.

środa, 3 czerwca 2015

3. Decyzja

Wypili po kuflu piwa w milczeniu, za kotary było słychać muzykę, śmiechy oraz wrzaski. Jak to w każdej karczmie było nie mogło obejść się bez bójek. Do pomieszczenia wleciał zdezorientowany mężczyzna, brał udział w bójce to było pewne, jego twarzy była cała czerwona, kostki obdarte do krwi. Mężczyzna w kapturze wstał, podniósł awanturnika i wypchnął z pomieszczenia krzycząc.

Po krótkiej chwili milczenia zapytał się - To jaką podejmujecie decyzje? Bierzecie tą robotę czy mam szukać kogoś innego?

Popatrzyłem się na Jack'a on kiwną głową na znak zgody. - Skąd mamy pewność że nie wywiniesz nam jakiegoś numeru? Żądasz tylko jednej rzeczy z całego skarbu, a co jeśli tego skarbu nie ma i jest tylko ta nędzną błyskotka. Jaką dajesz nam gwarancje? - Patrzyłem na niego i czekałem na jego odpowiedź.
- To jest zaliczka, oddacie mi po powrocie rzecz o równej wartości tego co znajduje się w sakwie. A więc jaka jest wasza decyzja?- rzucił na stół sakwę i rozsiadł się wygodnie.
- Dobrze w takim razie umowa stoi. Została jeszcze tylko kwestia czasu, ile go mam na wykonanie zadania?
- Byłbym rad jeśli zrobilibyście to jak najszybciej, lecz pamiętajcie by się nie spieszyć to jest niebezpieczne zadanie przede wszystkim uważajcie na siebie.- Wstał pożegnał się i wyszedł.

 Do pomieszczenia przyszedł karczmarz z dzbanem wina. Nalaliśmy po kubku i wypiliśmy haustem, było rzeczywiście mocne, a w smaku lekko kwaśne. Po opróżnieniu naczyń wymieniliśmy się przemyśleniami. Ku mojemu zdziwieniu Jack nie miał bardzo sceptycznych, cóż możliwe że po tym jak roztrwonił swój majątek zrobiło mu się głupio i chce się odkuć.

Wyszliśmy z karczmy, było południe słońce oświecało wszystko dookoła, po wcześniejszej ulewie nie zostało prawie śladu na powierzchni. Przechodząc przez rynek zakupiliśmy coś na ząb, w końcu trzeba coś zjeść. Nagle naszą uwagę przykuły słowa pewnego mężczyzny. Ludzie widziałem! Legendy nie kłamią, Dangon naprawdę istnieje, mężczyzna wyglądał na przerażonego. Jego ruchy były chaotyczne, ubranie miał poszarpane lecz nie wyglądał na zwykłego wieśniaka. Ludzie stojąc wyśmiewali się z mężczyzny lecz nam nie było do śmiechu. Jedno było pewne coś się musiało wydarzyć skoro mężczyzna opowiada takie rzeczy. 

środa, 13 maja 2015

2. Człowiek w kapturze

Do pomieszczenia wchodzi mężczyzna w czarnej szacie, jego twarz zakrywa wielki kaptur. Przy pasie zwisa mu miecz, po prawej stronie sakwa z monetami nie było ich mało sądząc po obciążeniu pasa po tej stronie. Usiadł i wpatrywał się w nas przez dobrych kilka minut, po chwili odchrząkną. Było już wiadome na co czeka. My w sprawie zlecenia, odrzekłem wpatrując się dziwna postać.
-Na czym ma polegać nasza misja?- zapytałem po krótkiej niezręczniej cichej chwili.
-Nim przejdziemy do szczegółów, powiedzcie mi ile jesteście w stanie poświęcić dla pracy ? zapytał a jego ciało przyjęło luźniejszą pozycję.
-To zależy. - odrzekłem z ciekawością w głosie.- Od tego jak bardzo ryzykowne jest to zadanie oraz od tego jaka suma wchodzi w grę.
- Pieniądze. Zawsze pieniądze, no cóż. W takim razie coś wam opowiem. - po tych słowach jego głos przybrał ton szeptu.- Zapewne słyszeliście historie o Dangonie, ludzie powiadają że jest to potwór w ludzkim ciele, lecz co pewien czas przybiera postać potwora. Nikt kto go ujrzał nie uszedł z życiem, a przynajmniej nie żył na tyle długo by móc opowiedzieć co przeżył podczas spotkania z nim. Jedyne słowa jakie wypowiadała ta osoba to Dangon. Niektórzy mówią że to czarnoksiężnik inni zaś że to wojownik który dokonał niewłaściwego wyboru i został przeklęty. Jak to z każdą historią tak i z tą wiąże się pewien skarb, lecz jak wiadomo chroni go on. Jest sposób aby się jego pozbyć lecz nie jest to łatwa sprawa. Aby tego dokonać należy zabić Dangona przy pomocy miecza, nie jest to zwykłe oręże. Jest to jego miecz który ukrył gdzieś w górach jak dotąd nikomu się nie udało go odnaleźć. Drugi sposób polega na wywabieniu go na światło słońca co sprawi że klątwa zostanie zdjęta a on odejdzie w spokoju.

- Tak ale cóż to za skarb skoro jedna osoba która chciała go zebrać teraz jest jego strażnikiem? Skąd ta pewność że klątwa nie przejdzie na nas i to ten skarb nie jest zaklęty.- przerwałem mu, a następnie czekałem na jego reakcje. Syknął zniesmaczony wtargnięciem w jego wypowiedź i kontynuował.

- Skarb ten jak głoszą legendy jest niewyobrażalnie wielki, a jego najcenniejszym przedmiotem jest biżuteria z najładniejszych klejnotów. I tutaj jest zadanie dla was, musicie dla mnie go zdobyć jest niezwykle wartościowy i pięknie prezentowałby się na szyi kobiety.- czekał na naszą reakcje. Nastała długa cisza.

Spojrzałem na Jack'a był zamyślony, jego twarz przyjęła nieprzyjemny grymas. Wiedziałem jednak co chodzi mu po głowie, zawsze robi taką minę gdy wie że zadanie jest ryzykowne lecz jest gotów się na nie zgodzić. Co powinniśmy zrobić? pomyślałem. Jest to dosyć niebezpieczne zadanie, nigdy się nie podejmowaliśmy czegoś tak poważnego, pomyślałem i ponownie spojrzałem na towarzysza. Patrzył wprost na mnie, czekał na moją reakcję.

- Dobrze zrozumiałem? Cała reszta skarbu wędruje w nasze ręce, a ty chcesz dla siebie tylko i wyłącznie jakąś błyskotkę ?- zapytałem nieco drwiąco. Nie byłem pewien czy ta nagroda jest tak wielką za jaką ją mają.

-Dokładnie tak.- odpowiedział.

-Gospodarzu! Piwa!- Zawołałem.- Zanim zdecydujemy napijmy się.

sobota, 2 maja 2015

1. Zadanie

Mała izdebka była położona tuż za niewielką wsią, w środku znajdowały się dwa łóżka, średniej wielkości komoda, kominek oraz stół przy którym na długiej ławce leżał mężczyzna, butelki porozrzucane na stole świadczyły o tym że większych problemów ze zaśnięciem nie posiadał.
Mężczyzna był średniej postury, miał około 40 lat lecz jego twarz wyrażała że przeszedł już dużo w swoim życiu. Jego ubranie było że skóry, wyjątkiem była lniana koszula. W kącie stała skrzynia na której leżała sterta dobrze wygarbowanych skór. Na ścianach wisiały liczne trofea po różnych zwierzętach. Wniosek nasuwał się jeden mieszkańcy tego domku byli łowcami.

Padał deszcz nie było widać wschodu słońca, niebo przykryły ciemne chmury i tylko miejscami wyłaniały się promienie światła. Ulewa trwa już od dobrych kilku godzin, wszystko jest w błocie, w rynsztoku płynął już lekki strumyk deszczówki. Na ulicy nie było nikogo, nawet zapchlonego kundla.
Psia kość, nie zapowiada się na poprawę, pomyślał. Do chaty było jakieś 15 min drogi, którą należy pokonać zwykłą polną drogą. Tuż przed wyjściem z miasteczka stała niewielka tablica z ogłoszeniami, widniały na niej zadania w sam raz dla poszukiwacza przygód.
Deszcz zaczął ustępować co znaczniej polepszyło jakość marszu, jednak błoto i tak robiło swoje.
Wszystko dookoła zaczęło odżywać, zwierzęta wyszły z lasów, ludzie wyruszali na bazar.
W oddali było widać niewielką chatkę otoczoną prowizorycznym płotem oraz małym niezadbanym ogródkiem.

Wszedłem do środka wszędzie było czuć zapach alkoholu oraz ziół, zauważyłem śpiącego na ławce pijanego Jack'a, a obok niego leżące butelki po trunku.
-Wstawaj!- Krzyknąłem głośno aż zleciał na ziemie.
- Co ? co ? co jest? - zapytał zdezorientowany.
- Jak to co jest. Ledwo wróciliśmy do chaty a ty już zdążyłeś się upić.- odpowiedziałem zdenerwowany. To już nie pierwszy raz gdy wydał sporą część pieniędzy na alkohol. Miał lekki problem z alkoholem, ta praca działała na niego negatywnie.- Znowu wydałeś swoją dole na alkohol.
-Nie, to nie tak musiałem się napić, nie zrozumiesz. Ale masz racje trochę przesadziłem.- wstał z ziemi i usiadł na ławce, starając się nie ukazywać swojego aktualnego stanu.
- Dobra już nie ważne nie czas na kłótnie, byłem w mieście, znowu są jakieś zadania do wykonania. Jutro rano pójdziemy do miasta i dowiemy się co i jak a tymczasem musimy zaczekać aż przestanie padać i wszystko wyschnie, całe ciuchy mam mokre.- siedziałem na ławce i wykręcałem mokre ubrania do wysuszenia.
Zjedliśmy skromne śniadanie i zaczęliśmy czyścić bron, prawie na wszystkich były ślady krwi i błota. Łuki, miecze, sztylety, i kusza to wszystko zajęło nam ponad pół dnia kto by pomyślał że to może tyle zająć, co prawda nie śpieszyliśmy się zbytnio ale tego rodzaju narzędzia wymagają wyjątkowej opieki.

Nastał ranek, noc minęła szybko zebraliśmy wszystko co potrzebne i wyruszyliśmy po informacje w sprawie zlecenia. W mieście było gwarno nie to co wczorajszego ranka, na rynku roiło się od biegających dzieci, żebraków oraz kupców. Po zlecenie mieliśmy się zgłosić do karczmarza w oberży.
-My w sprawie zlecenia- rzekłem do karczmarza.
-Proszę tędy- zaprowadził nas na tyły budynku do małego pomieszczenia, było w nim nie wiele miejsca a wchodziło się do niego przez zasłonę, nikogo tam nie było - Proszę zaczekać tutaj.

środa, 15 kwietnia 2015

Zachód słońca


-Hej- wyszeptał jej cichutko do ucha- nie śpij, samemu się nudzę.
-Oj przepraszam zasnęłam?- zapytała zdezorientowana- która jest godzina?
-Tak przysnęłaś na chwile. Jest godzina 14.

Pogoda była znakomita, słońce świeciło na ich prawie nagie ciała, a oni leżeli przy rzece na kocu.
W około było widać masę ludzi, nie było to zadziwiające. W końcu kto normalny w piękny sobotni dzień, gdy temperatura sięga 30 stopni siedzi w domu? Wszędzie było słychać radosne piski i okrzyki dzieci pluskających się w wodzie nieopodal brzegu. Rzeka była bardzo spokojna pomimo tego że do małych nie należała. Miała około 50 metrów szerokości,  w jej najgłębszym punkcie sięgała do 1,5 metra. Nikt  nie zapuszczał się na głębszą woda a szczególnie nie dzieci, rodzice pilnowali ich na okrągło w końcu to jeszcze małe brzdące.

-Co już 14 dlaczego mnie nie obudziłeś? - jej twarz przyjęła wyraz zakłopotania.
-Pomyślałem że skoro zasnęłaś to byłaś zmęczona, więc pozwoliłem ci spać.- był bardzo opiekuńczy, nie myślała że aż tak- Nie martw się nie będziesz wyglądać jak burak, rozstawiłem parasolkę w samo południe aby Cię nie przypiekło.- odpowiedział i się cicho zaśmiał.
-Joj to trzeba było mnie od razu obudzić. Przynajmniej byś się nie nudził samemu.
-No wiesz  nie miałem do tego serca tak słodko spałaś.- Oboje się zaśmiali.

Czas leciał szybko i nadeszła pora by wracać. Droga powrotna była bardzo przyjemna, lekki wiatr
dawał orzeźwienie, a słońce przybierało pomarańczowy kolor. Wybrali się na pobliską górkę z której świetnie widać całe otoczenie.

To był świetny dzień, jestem taki szczęśliwy - pomyślał.

-Patrz zdążyliśmy na zachód słońca, nie ma nic piękniejszego. Czyż nie jest cudowny?- zapytał tuląc ją w swoich ramionach.
-Tak jest cudowny, już od dawna chciałam taki zobaczyć.- odrzekła patrząc na jego twarz oświetlaną jednymi z ostatnich promieni słońca.
-Chciałbym żeby ta chwila trwała wiecznie, tutaj z tobą nie martwiąc się o nic.- przytulił ją czule.

Chwile potem ruszyli razem do domu. Odprowadził ją do drzwi było już około godziny 21, wyglądała na zmęczoną.
Dzień pełen przygód miał prawo ją zmęczyć, sam ledwo trzymam się na nogach - pomyślał i powiedział - Widać że jesteś zmęczona, chyba wystarczy ci atrakcji jak na jeden dzień.
-Bardzo Ci dziękuję bez ciebie by taki nie był. - powiedziała to i pocałowała go. 

niedziela, 5 kwietnia 2015

Chat

Późny wiosenny, piątkowy wieczór. Prowadzę konwersacje na jednym z chatów, co mi szkodzi pewnie i tak się nigdy nie spotkamy. Poznałem Anie, bardzo miła dziewczyna, przynajmniej taka się wydaje. Jesteśmy ponoć z tego samego miasta ale że ono do małych nie należy to myślę że prawdopodobieństwo spotkania się jest równe jeden.
Co o niej wiem ? Ma 18 lat, lubi długie spacery, kocha lasy. "No nieźle. Ciekawe jak jest w rzeczywistości" pomyślałem.
Parę minut później poznaliśmy się bardziej, bardzo mnie zaciekawiła swoja osobą. " A może by tak się spotkać" takie pytanie zadudniło mi w głowie.
Nadeszła pora wymiany zdjęć, niezbyt lubię ten moment ale cóż co ma być to będzie. Wysłałem zdjęcie jako pierwszy.- To teraz czekać.
Mija zaledwie minuta, a już otrzymałem odpowiedź zwrotną.
-Wow!- powiedziałem z zaskoczeniem. No ładna dziewczyna, ciekawe tylko czy wysłała swoje zdjęcie.
Mija trochę czasu od początku rozmowy a tu dobija północ."Czas się pożegnać, może się uda spotkać". Pomyślałem.
-Może się spotkamy kiedyś? Na przykład jutro. Masz czas?- Zapytałem.
-No czemu nie. Jestem jak najbardziej za tym. To co wymieniamy się numerami?-odpowiedziała.
-To dobry pomysł.
-To już podaje.- odpowiedziała.
Aż nagle wyskoczył komunikat oznajmujące zerwanie połączenia.
"Cóż pewnie się rozłączyła, a tak fajnie się pisało". Pomyślałem. A czy to pierwszy i ostatni raz? Będą następne rozmowy.
Dobra przyszła pora na sen w końcu jutro sobota może jakieś wyjście ze znajomymi, a tu dom do posprzątania.

Pobudka o godzinie 9 i czas na sprzątanie.
Uwinąłem się o godziny 12 i ruszyłem na miasto.
W centrum miasto roiło się od ludzi. Wszyscy wpatrzeni przed siebie, jakby nie było nic poza celem wzroku. Przechodziłem pomiędzy nimi jak cień albo duch. Albo raczej oni przechodzili jak duchy. Kto to wie. W pewnym momencie obok mnie przeszła osoba o znajomej twarzy. Nim zdążyłem pomyśleć odwróciłem się i krzyknąłem -Ania?
Odwróciła się i odpowiedziała- Jacek?
-Cześć. Nie mogę uwierzyć że cie spotkałem co ty tutaj robisz?- zapytałem.
-Cześć. Mogę cie zapytać o to samo.- odpowiedziała tak samo zdziwiona jak ja.
-Rozłączyłaś się wczoraj czy to był to wina chatu ?
-Myślałam że to ty się rozłączyłeś. To już wszystko jasne, a tak bardzo chciałam się spotkać. Jak widać się nam poszczęściło. Gdzie idziesz?- szczęśliwa odpowiedziała.
-Ja to właściwie wyszedłem się przejść jeśli chcesz mogę pójść z tobą.-odrzekłem.
-No to jeśli będziesz tak miły to będę szczęśliwa.

Tak więc zrobiłem i ruszyliśmy w kierunku galerii. Dzień minął szybko, ponad 3 godziny w galerii na zakupach, potem spacer po parku aż nagle nadeszła godzina 17 czas najwyższy na powrót do domu. Wymieniliśmy się numerami, a ja odprowadziłem ja do domu. Cały wieczór przepisaliśmy. "To dopiero początek jestem tego pewien." pomyślałem.