Mała izdebka była położona tuż za niewielką wsią, w środku znajdowały się dwa łóżka, średniej wielkości komoda, kominek oraz stół przy którym na długiej ławce leżał mężczyzna, butelki porozrzucane na stole świadczyły o tym że większych problemów ze zaśnięciem nie posiadał.
Mężczyzna był średniej postury, miał około 40 lat lecz jego twarz wyrażała że przeszedł już dużo w swoim życiu. Jego ubranie było że skóry, wyjątkiem była lniana koszula. W kącie stała skrzynia na której leżała sterta dobrze wygarbowanych skór. Na ścianach wisiały liczne trofea po różnych zwierzętach. Wniosek nasuwał się jeden mieszkańcy tego domku byli łowcami.
Padał deszcz nie było widać wschodu słońca, niebo przykryły ciemne chmury i tylko miejscami wyłaniały się promienie światła. Ulewa trwa już od dobrych kilku godzin, wszystko jest w błocie, w rynsztoku płynął już lekki strumyk deszczówki. Na ulicy nie było nikogo, nawet zapchlonego kundla.
Psia kość, nie zapowiada się na poprawę, pomyślał. Do chaty było jakieś 15 min drogi, którą należy pokonać zwykłą polną drogą. Tuż przed wyjściem z miasteczka stała niewielka tablica z ogłoszeniami, widniały na niej zadania w sam raz dla poszukiwacza przygód.
Deszcz zaczął ustępować co znaczniej polepszyło jakość marszu, jednak błoto i tak robiło swoje.
Wszystko dookoła zaczęło odżywać, zwierzęta wyszły z lasów, ludzie wyruszali na bazar.
W oddali było widać niewielką chatkę otoczoną prowizorycznym płotem oraz małym niezadbanym ogródkiem.
Wszedłem do środka wszędzie było czuć zapach alkoholu oraz ziół, zauważyłem śpiącego na ławce pijanego Jack'a, a obok niego leżące butelki po trunku.
-Wstawaj!- Krzyknąłem głośno aż zleciał na ziemie.
- Co ? co ? co jest? - zapytał zdezorientowany.
- Jak to co jest. Ledwo wróciliśmy do chaty a ty już zdążyłeś się upić.- odpowiedziałem zdenerwowany. To już nie pierwszy raz gdy wydał sporą część pieniędzy na alkohol. Miał lekki problem z alkoholem, ta praca działała na niego negatywnie.- Znowu wydałeś swoją dole na alkohol.
-Nie, to nie tak musiałem się napić, nie zrozumiesz. Ale masz racje trochę przesadziłem.- wstał z ziemi i usiadł na ławce, starając się nie ukazywać swojego aktualnego stanu.
- Dobra już nie ważne nie czas na kłótnie, byłem w mieście, znowu są jakieś zadania do wykonania. Jutro rano pójdziemy do miasta i dowiemy się co i jak a tymczasem musimy zaczekać aż przestanie padać i wszystko wyschnie, całe ciuchy mam mokre.- siedziałem na ławce i wykręcałem mokre ubrania do wysuszenia.
Zjedliśmy skromne śniadanie i zaczęliśmy czyścić bron, prawie na wszystkich były ślady krwi i błota. Łuki, miecze, sztylety, i kusza to wszystko zajęło nam ponad pół dnia kto by pomyślał że to może tyle zająć, co prawda nie śpieszyliśmy się zbytnio ale tego rodzaju narzędzia wymagają wyjątkowej opieki.
Nastał ranek, noc minęła szybko zebraliśmy wszystko co potrzebne i wyruszyliśmy po informacje w sprawie zlecenia. W mieście było gwarno nie to co wczorajszego ranka, na rynku roiło się od biegających dzieci, żebraków oraz kupców. Po zlecenie mieliśmy się zgłosić do karczmarza w oberży.
-My w sprawie zlecenia- rzekłem do karczmarza.
-Proszę tędy- zaprowadził nas na tyły budynku do małego pomieszczenia, było w nim nie wiele miejsca a wchodziło się do niego przez zasłonę, nikogo tam nie było - Proszę zaczekać tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz