sobota, 28 marca 2015

Wyprawa


Godzina 8. Za oknem świeci słońce, zaczyna się piękny letni dzień na niebie ani jednej chmurki.
Czas w końcu ruszyć się z domu w taką pogodę nie można siedzieć przed komputerem. Mam pomysł wyruszę w podróż do lasu, przecież jest za ciepło by iść na miasto.
Śniadanie zjedzone, prowiant na drogę przygotowany,  pozostaje tylko wyruszyć w drogę.
Zabrałem z sobą najpotrzebniejsze rzeczy kto wie co może mnie spotkać w lesie.
Najbardziej znaną mi drogą była droga przez park, tam las brał swój początek. W parku oczywiście roiło się od dzieciaków, tak cudnie było popatrzeć że nie wszyscy spędzają całe dnie na komputerze. Na ten widok wróciły do mnie wspomnienia jak to fajnie było spędzać czas ze znajomymi z podwórka. W końcu te chwile były tymi najpiękniejszymi z całego dzieciństwa.
Przez korony wysokich drzew przedzierały się długie promienie słońca, można było poczuć jak gorąco jest poza parkiem.
Droga przez park była krótka ale męcząca, postanowiłem że przysiądę sobie na ławce i odpocznę. Pozbycie się energii na samym początku wypraw jest ostatnią rzeczą którą chce. W tym czasie mam zamiar nacieszyć się widokami i dźwiękami dookoła. Przez pewien moment byłem tak wsłuchany że nie zauważyłem nawet że na drugim końcu ławki siedziała wiewiórka. Patrzyła się na mnie gotowa do ucieczki, czekała aż wykonam jakiś ruch więc postanowiłem się nie ruszać. W pewnym momencie zmieniła pozycje i siedziała na tylnych łapach. Powolutku zajrzałem do plecaka w poszukiwaniu czegoś co mogę jej dać. nie wiele było tam takich rzeczy, lecz pamiętam że wcześniej ten plecak miałem jak zbierałem orzechy i przypomniało mi się miałem kilka, więc je wyjąłem kładąc jednego na ławce. Czekałem na jej reakcje. Bardzo niepewnie i powoli podchodziła bliżej, nagłym ruchem wzięła orzecha i uciekła. Bardzo rozbawiła mnie ta sytuacja postanowiłem że pozostawię resztę orzechów na ławce.
Dotarłem do końca parku, nie trudno było go nie spostrzec, droga brukowa nagle się skończyła i zmieniła się w zwykłą ścieżkę. Drzewa były tutaj ułożone bardziej chaotycznie, a ścieżka wiła się niczym wąż. Patrząc wokoło dostrzegłem że ludzie często tu przychodzą, przykładem tego były m.in porozbijane butelki i porozrzucane śmieci. Wściekłem się. Jak można tak zaśmiecać lasy. Ludzie nie mają szacunku do niczego. Ruszyłem do przodu, przyśpieszając kroku, nim się spostrzegłem ścieżka dawno zniknęła. Otaczał mnie czysty las, gdzie się nie spojrzy drzewa, krzewy i inne rośliny. Od razu się uspokoiłem, jednak to prawda że zielony uspokaja. Usiadłem pod drzewem. Przyszła pora by coś zjeść, w końcu maszerowałem 3 godziny. Nigdy dotąd nie zapuszczałem się tak daleko w las, więc głupim pomysłem było zapuszczać się dalej jeszcze bym się zgubił. Na całe szczęście było widać drogę którą tutaj przybyłem więc spokojnie nią wrócę.
Po dłuższym odpoczynku wyruszyłem w drogę powrotną. Słyszałem niemalże każdy szelest, taka chwila ciszy dobrze mi zrobiła. Tak rozmaitych dźwięków nie można usłyszeć w słuchawkach, to trzeba usłyszeć na żywo. Szelest drzew, łamane gałązki, świergot ptaków po prostu to wszystko łączy się w piękną całość wraz z krajobrazem który mnie otacza. Mógłbym być tu całą wieczność ale cóż trzeba wracać do domu.
Droga powrotna wydaje się krótsza niż poprzednio. Jestem w parku, zrobiło się tutaj znaczniej ciszej, dzieciaki porozchodziły się już do domu, a park ucichł. Usiadłem na tej samej ławce co przedtem aby odpocząć. Tak jak myślałem wszystkie orzechy zniknęły. Cały park ogarnął cień, tylko gdzieniegdzie było widać prześwity słońca. Park przybierał powoli różowe barwy.
Wróciłem do domu kompletnie zmęczony. Uff to był dzień pełen wrażeń pomimo tego że taki spokojny. Zjadłem kolacje, umyłem się i  ledwo położyłem się do łóżka. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz